W sezonie zimowym nie ma z Polski za wielu niedrogich kierunków, gdzie można wyskoczyć, doładować baterie dawką słońca. Oprócz hitu tego sezonu - Izraela (dzięki dopłatom rządowym tanie połączenia pojawiły się z większości dużych Polskich miast), pozostaje jeszcze kilka wysp na morzu śródziemnym oraz Wyspy Kanaryjskie, które od jakiegoś czasu były na naszej liście TO GO.
Geograficznie bardziej Afryka niż Europa, wyspy Kanaryjskie leżą zaledwie 100 km od Marokańskiego wybrzeża a od kontynentalnej Hiszpanii ponad 1000 km. Dzięki amplitudzie temperatur oscylującej od 18 do 25 stopni Celsjusza uzyskały przydomek krainy wiecznej wiosny. Taka stała pogoda jest pochodną bliskości oceanu atlantyckiego który "wygładza" temperatury w ciągu roku - ochładzając wyspy latem i ogrzewając zimą.
 |
Lanzarote - najbardziej wysunięta na zachód wyspą archipelagu |
Na początku trochę obawialiśmy się, czy rzeczywiście pogoda będzie wystarczająco letnia na plażowanie, ale na szczęście niepotrzebnie - większość czasu świeciło ciepłe słońce a i w morzu bez większego szoku można było się kąpać (cóż to dla nas, dzieci wychowanych na wakacjach nad Bałtykiem 😃). Chociaż trzeba przyznać, że gdy słońce nawet na chwilę chowało się za chmurami czy przychodził zmierzch, odczuwalna temperatura znacznie spadała.
Lanzarote jest jedną z najstarszych wysp kanaryjskich i podobnie jak reszta powstała na skutek podwodnej aktywności wulkanicznej około 15 mln lat temu. Wyspa zawdzięcza wulkanom i ich wpływowi swój unikalny charakter i iście marsjańskie widoki. Ostatnia niewielka erupcja miała miejsce zaledwie 200 lat temu.
Dotarcie na miejsce i poruszanie się po wyspie
Z polski na Lanzarote możemy dotrzeć bezpośrednio jedynie wizzair'em z Katowic, ceny już od 250zł w dwie strony (tak nam się udało). Przy czym połączenie to od marca znika z systemu rezerwacyjnego przewoźnika i nie ma informacji czy powróci w kolejnym sezonie zimowym. Jak to się dzieje, że kupujemy tanie bilety, a przewoźnik zaraz po naszej wycieczce likwiduje połączenie? (Tak samo było z trasą Gdańsk-Molde). Mistrzowie najlepszych ofert? Tak dobrych, że aż się wizzairowi nie opłacały... :)
Oprócz tego istnieje wiele połączeń czarterowych którymi podróżuje tu większość osób, oraz oczywiście możliwość lotu z przesiadką.
Co do poruszania się po wyspie, niestety transport publiczny oprócz komunikacji pomiędzy głównymi kurortami (Arrecife - Puerto del Carmen - Blaya Blanca) pozostawia wiele do życzenia i jeżeli autobus dociera to jest to jeden czy dwa kursy dziennie. Z tego względu dobrym pomysłem jest najem samochodu. Do części atrakcji, które często są zlokalizowane poza miastami, takich Timafaya czy Mirador del Rio (te nazwy mogą jeszcze niewiele mówić ale będą opisane poniżej) będzie to jedyny sposób dotarcia, nie licząc wycieczek fakultatywnych z biurem podróży.
Wsiedliśmy w takich razie w naszą białą strzałę i ruszyliśmy w drogę!
1. Arrecife
Zwiedzania wyspy nie sposób zacząć od Arrecife, będącego jej stolicą i jednocześnie głównym oknem na świat za sprawą międzynarodowego portu lotniczego który znajduje się nieopodal miasta. Jest to jednocześnie największe miasto Lanzarote (50 tys. mieszkańców) oraz popularny kurort.
 |
Biuro informacji turystycznej przy promenadzie |
Większość obiektów wartych naszej uwagi znajduje się przy wybrzeżu, czyli tam gdzie znajdowało się historycznie miasto, więc z łatwością zwiedzimy je pieszo.
 |
Castillo de San Gabriel i widok na miasto |
Po wejściu do portu uwagę przyciąga kamienny zamek znajdujący się na niewielkiej wyspie -
Castillo de San Gabriel. Wybudowany początkowo by chronić miasto przed piratami, dzisiaj stanowi siedzibę muzeum miasta Arrecife (wstęp 3€) i wdzięczny obiekt do fotografowania miasta z jego ładniejszej strony. Na wyspę prowadzi zwodzony most zwieńczony kulami armatnimi -
Puente de Las Bolas - ostatnia tego typu konstrukcja na wyspach kanaryjskich która zachowała się do dzisiaj.
Kolejnym obiektem często znajdującym się na pocztówkach z Arrecife jest
La Casa Amarilla (żółty dom). Eklektyczna architektura skrywa w sobie miejsce tymczasowych wystaw koncentrujących się na różnych sposobach postrzegania wyspy. Aktualna wystawa opowiada opowiada historię za pomocą pocztówek z wyspy na przestrzeni wieków.
Gdy będziemy już zmęczeni zwiedzaniem na upragniony odpoczynek możemy udać się na miejską plażę -
Playa Del Reducto, wystarczy skierować się spacerem na zachód wzdłuż promenady.
2. Jameos Del Aqua
Pisząc o Lanzarote nie sposób nie wspomnieć o
Cesarze Manrique'u, człowieku który miał zapewne największy wpływ na dzisiejszy charakter wyspy. Urodzony na wyspie artysta, po studiach w Madrycie i sukcesach odniesionych w Nowym Jorku, powrócił na rodzinną wyspę by na niej urzeczywistniać swe artystyczne wizje. Pionier ekologizmu, starał się by jego dzieła dobrze integrowały się ze środowiskiem naturalnym. Opowiadał się przeciwko masowej turystyce, która zdominowała inne wyspy archipelagu (Jak |Teneryfa czy Gran Canaria) by wyspa zachowała jak najwięcej ze swojego unikalnego charakteru. Charakter ten, został także doceniony przez społeczność międzynarodowa i po raz pierwszy w historii cała wyspa została wpisana na listę UNESCO jako światowy rezerwat biosfery.
Jameos Del Aqua, jest pierwszym z dzieł Manrique'a na wyspie. Połączył on swoją wizję z tutejszym tunelem, wyżłobionym przez gorącą lawę spływającą z niedalekiego wulkanu La Corona 4 tys. lat temu. Jest to jeden z najdłuższych tego typu formacji na świecie (6km, z w tym 1,5km pod powierzchnią morza).
Na kompleks składa się
podziemne jezioro z morską wodą w którym żyją gatunki zwierząt niespotykane nigdzie indziej, w tym ślepy krab albinos który stał się symbolem Jameos Del Aqua. Oświetlenie zapewnia naturalny wyłom w sklepieniu tunelu a całość można podziwiać z restauracji zlokalizowanej przy brzegu.
Podążając dalej dojdziemy do
'Jameos Grande' czyli otoczonego tropikalną roślinnością ogromnego basenu. Bardzo przyjemną kombinację tworzy błękit wody, otaczająca go biel i surowe wulkaniczne skały. Niestety w basenie nie można się kąpać 😔.
 |
Skalne sklepienie nad audytorium |
Jest tutaj także audytorium na 500 osób w którym odbywa się sporo koncertów, wydarzeń i sztuk teatralnych. Warto sprawdzić przed przybyciem na stronie internetowej czy akurat w ten dzień nie ma występu - my nie sprawdziliśmy i okazało się, że kilka godzin wcześniej koncert był, ale już się zakończył - szkoda... Wszystkie wydarzenia są w cenie standardowego biletu wstępu ^^
Po przejściu całości kompleksu, niejako na deser czeka na nas wystawa w 'Casa de Los Vulcanes'. Jak sama nazwa wskazuje, całość koncentruje sie na wulkanach, ich erupcjach, pokazuje interaktywne mapy aktywności wulkanicznej na Kanarach, znajdziemy tu np. kolekcje skał i piasku z różnych plaż znajdujących się na wyspie.
3. Park wulkanów Timafaya
W zachodniej cześć wyspy znajdziemy pamiątkę, po największej erupcji wulkanu od czasu zamieszkania wyspy przez Europejczyków. W roku 1730 na tym właśnie terenie niespodziewanie wyrosły wulkaniczne góry, które zalały Magmą i popiołem 1/3 powierzchni wyspy razem z leżącymi tam ówcześnie wioskami. Erupcje trwały przez 6 lat i spowodowały masową migrację ludności z wyspy.
Do parku przyjeżdżamy samochodem. Wjeżdżamy na duży parking, choć o ograniczonej pojemności. Najlepiej przyjechać tu rano, ponieważ w okolicach południa tworzy się już kolejka samochodów chętnych do wjazdu i można stracić nawet kilka godzin stojąc w korku...
 |
Pokaz jak blisko jest serce ziemi |
Obszar, który możemy tu zwiedzić pieszo jest nieduży, wręcz mniejszy od samego parkingu. Główne atrakcje na świeżym powietrzu to krótkie pokazy lokalnych przewodników. Aby udowodnić, że aktywność wulkaniczna w rejonie nie ustała i że właśnie jesteśmy w miejscu, gdzie można zobaczyć i poczuć serce naszej planety, panowie w żaroodpornych strojach wlewają wodę w skalne szczeliny po czym wylatuje ona z powrotem w górę niczym z gejzeru. Z pod ziemi wciąż wydostaje się gorące powietrze. Wystarczy podstawienie suchych gałęzi przez przewodnika, żeby po chwili zamieniły się w pochodnię.
W parku zwanym także Górami Ognia (
Montañas del Fuego), w punkcie widokowym na szczycie wulkanu jest restauracja z panoramicznym widokiem na okolice. W El Diablo serwującą między innymi dania z wulkanicznego grill'a. Warto wejść do środka, chociażby po to aby się ogrzać i odpocząć od silnego wiatru. Bardzo silnego zimnego wiatru...
 |
Timafaya - weź szalik i czapkę |
Po tych kilku pokazach i przejściu przez restaurację, które zajęły nam ok 15min, byliśmy lekko rozczarowani, że "to wszystko". Ale na szczęście to nie był koniec atrakcji, a najlepsze było jeszcze przed nami. W cenie biletu wstępu jest jeszcze przejażdżka autokarem po znacznie większej części parku. Z zza okna możemy oglądać surowy krajobraz po erupcjach wulkanów - formacje powstałe z lawy, kratery i prawdziwie marsjańskie pejzaże. Przejażdżka trwa ok. 40 minut i w autobusie jest puszczone tematyczne nagranie w języku hiszpańskim, angielskim i niemieckim.
 |
Widoki w okna autokaru |
 |
Widoki z okna autokaru |
W drodze do Timafaya, jeszcze przed strefą biletową możemy spotkać wielbłądy, czy profesjonalnie ujmując - dromadery (bo mają jeden garb). Zostały one przywiezione tutaj przez Hiszpańskich kolonizatorów z sąsiedniej Afryki i były wykorzystywane do transportu towarów. Z czasem zostały wyparte przez nowocześniejsze środki transportu, jednak dzięki rozwojowi turystyki nie zniknęły z krajobrazu wyspy. Można udać się na przejażdżkę na ich grzbiecie (12€ za 2 osoby) po terenie parku. My chyba nie lubimy takiego taktowania zwierząt (to jak z tymi męczonymi lub wg innych ratowanymi słoniami w azji), więc nie skorzystaliśmy.
Podobne atrakcje czekają nas w Maroko, ale o tym w następnym poście... ;)
Afrykańską genezę na Lanzarote miały nie tylko dromadery - pierwotni mieszkańcy archipelagu - lud Guanczów (badania wykazały ich bliskie spokrewnienie z zamieszkującymi tereny saharyjskie Berberami) przybył tu z Afryki, przekraczając pas wody oddzielający wyspy od kontynentu. Panowali oni na Wyspach Kanaryjskich aż do przybycia Hiszpanów - Podbój archipelagu rozpoczął się na początku XV wieku za sprawą ekspedycji francuskiego podróżnika Jean'a de Béthencourt'a który poprowadził ją w imieniu Kastylijskiej korony. W pierwszej kolejności dotarł on na Lanzarote i z łatwością odbił ją z rąk Guanczów. Nie stawiali oporu najeźdźcy, ze względu na trawiący go w tym czasie głód i niedostatek. Podobny przebieg miał podbój Fuerteventury, jednak kolejne wyspy stawiły już zdecydowany zbrojny opór i podbicie całości archipelagu zajęło Hiszpanom prawie 100 lat.
Historia Guanczów zakończyła się tragicznie, jak to często miało miejsce w przypadku pierwotnych ludów na których natknęli się Europejczycy. Na skutek podboju większość pierwotnych mieszkańców została zabita, część została wywieziona jako niewolnicy a jedynie jednostki przyjęły chrześcijaństwo i zasymilowały się z kolonizatorami.
4. Caleta de Famara
Jeżeli zmęczyliście się już zwiedzaniem, pora na trochę relaksu i plażowania. A najlepiej plażuje się na pięknej szerokiej plaży, z widokiem na wulkaniczne góry, z dala od komeryjnych kurortów (chociaż cała wyspa i tak jest dosyć kameralna). Naszym subiektywnym zdaniem jednogłośnie ten ranking wygrała -
Playa de Famara.
 |
Caleta de Famara i La Graciosa w oddali |
Trafiliśmy tu trochę przypadkiem, poszukując noclegu w niedużej miejscowości z dala od Playa Blanca czy Puerto del Carmen. Pobliskie miasteczko - Caleta de Famara, jest znaną mekką surferów i sprawia wrażenie, że wcale nie stara przypodobać się turystom. Centrum miasteczka zostało zdominowane przez szkoły surfingu, z których szkoda nie skorzystać będąc już tutaj.
Ceny wszędzie są praktycznie takie same - 35€ za ok. 4 godzinne szkolenie w grupie.
 |
Surf schools |
Kiedy nocujesz w surfer's house (dom surferów), a twój gospodarz jest nauczycielem surfingu nie masz innego wyjścia niż spędzić dzień na ujarzmianiu fal (czy raczej utrzymywaniu się na desce). Myśleliśmy, że surfing będzie sporo trudniejszy, ale już po 2 godzinach szkolenia byliśmy w stanie nie tylko utrzymać się na desce, ale nawet na niej płynąć. Polecamy surfing jako surfing, Yokomosurf jako szkołę i Patchi'ego jako nauczyciela.
 |
Po dwóch godzinach ćwiczeń |
Famara jest szeroką, piaszczystą plażą z odrobiną wulkanicznych skał rozrzuconych tu i ówdzie. Jakby ktoś kiedyś robił wielkiego grilla i nie posprzątał po sobie węgielków. W oddali można dostrzec pobliską wyspę Graciosę. Plaża jest na tyle duża w porównaniu do bazy noclegowej Calety, że nie ma nawet potrzeby zabierać ze sobą parawanu 😜
Dno ukształtowane jest tak, że przez długi czas woda sięga nam do pasa, dzięki czemu fale załamują się pomału, tworząc idealne miejsce do ćwiczeń dla amatorów surfingu.
5. Jardin de Cactus
W północnej części wyspy, w miejscowości
Guatiza znajdziemy ostatnie z dzieł Cesar'a Manrique'a - Ogród Kaktusów. Nie sposób ominąć tego miejsca, za sprawą wielkiej, metalowej rzeźby kaktusa stojącej przed wejściem. Wstęp kosztuje 5,5€ dla osoby dorosłej, ale jeśli wcześniej zaplanujemy które z atrakcji chcemy zobaczyć możemy kupić łączony bilet oszczędzając kilka euro (do zakupu w kasie każdego z obiektów).
Znajdziemy tu kolekcję kaktusów ze wszystkich stron świata. Można usiąść i popodziwiać cały ogród z góry przy filiżance kawy lub kaktusowym burgerze. Kawa była niezła, burger w czerwonej bułce wyglądał ciekawie. Jest też standardowo sklep z pamiątkami (w tym pamiątkowymi kaktusami) i wiatrak na który można się wdrapać.
 |
Trochę sztuki nowoczesnej w ogrodzie |
6. Mirador del Rio i Orzola
Mirador del Rio jest punktem widokowym na północnym krańcu wyspy zaprojektowanym, co nie będzie już chyba zaskoczeniem - przez samego Cesar'a Manrique'a 😉 Budynek wykonany został z okolicznych wulkanicznych skał i jak wszystkie dzieła artysty - świetnie wkomponował się w otoczenie.
 |
Płatny punkt widokowy |
Ze szczytu, znajdującego się na wysokości 474m, rozpościera się widok na sąsiednią wyspę - Graciosę. Jeżeli ktoś chce trochę zaoszczędzić, to można też podziwiać ten widok za darmo z sąsiedniej drogi odchodzącej na zachód od punktu widokowego.
 |
Bezpłatny punkt widokowy - patriotycznie |
Graciosa jest niewielka - znajdują się tam jedynie 2 miasteczka, nie ma na niej utwardzonych dróg a samochody zostały ograniczone do niezbędnego minimum. Turystów przyciągają tu głównie piękne, piaszczyste plaże i spokój panujący na wyspie. Całość objęta jest rezerwatem przyrody.
Jedyną drogą żeby dostać się na Graciosę jest prom pływający z najbardziej wysuniętego na północ miasteczka na Lanzarote - Orzoli.
Miasteczko jest senne i niewiele się w nim dzieje. Znaleźć możemy tu kilka knajp, ale większość przybyszów przyjeżdża tutaj tylko po to by dostać się dalej na Graciosę. Prom kosztuje 20€ w dwie strony. Nam w Orzoli podobał się widok dziesiątek paralotniarzy latających nad okolicznymi wzgórzami.
 |
Paralotniarze latający nad wzgórzami |
 |
Cmentarz statków w Orzoli |
 |
Port w Orzoli |
7. Muzeum Lagomar
Udamy się teraz na wycieczkę do jednej z najbardziej okazałych rezydencji na wyspie - Lagomar. Znajduje się ona w miasteczku Nazaret, którego dzieje są krótsze niż historia wspomnianej posiadłości. Konsekwentnie rozbudowywana od XIX wieku, wkomponowana w formację skalną, swój dzisiejszy kształt zawdzięcza artyście związanemu z Manrique'm - Jesus'owi Soto.
 |
Willa wkomponowana w skały |
W latach 70'tych przybył na wyspę aktor
Omar Sharif (znany głównie z roli doktora Żywago)
, w związku z realizacją filmu 'Tajemnicza wyspa'. Podobno zakochał się w posiadłości od pierwszego wejrzenia i szybko dokonał jej zakupu. Nie zdążył się jednak nacieszyć nią zbyt długo, bo miał ją w posiadaniu zaledwie jeden dzień. Omar miał reputację hazardzisty, a jednocześnie bardzo dobrego gracza w brydża, dlatego został wciągnięty w grę na bardzo duże stawki przez dewelopera odpowiedzialnego za rozbudowę rezydencji, gdzie w trakcie wniósł swoją nową posiadłość do puli gry.
 |
Stół przy którym rozstrzygały się losy rezydencji |
Nie wiedział on jednak, że osoba przeciwko której stanął była jednocześnie europejskim mistrzem brydża i posiadłość szybko przegrał. Podobno nigdy więcej po tym wydarzeniu nie powrócił już na Lanzarote, ale na pocieszenie pozostaje mu jednak fakt, że posiadłość dalej nazywana jest od jego imienia.
 |
Salon z panoramicznym widokiem na miasteczko i wyspę |
 |
Ja |
Dzisiaj posiadłość możemy zwiedzać jako muzeum - wstęp 6€ od osoby, otwarte codziennie od 10 do 18. Znajduje się tutaj także jedna z najlepszych (i najdroższych) restauracji na wyspie oraz można wynająć wakacyjne apartamenty (są całe dwa).
Cały kompleks jest finezyjnie wkomponowany w tutejszą skałę - będziemy spacerować po wielu skalnych kładkach i tunelach, znajdziemy bar wewnątrz skalnej jaskini.
8. El Golfo i czarne plaże
Jadąc na zachodnie wybrzeże w pobliżu parku Timafaya zauważymy, że plaże tu różnią się znacznie od tych do których przywykliśmy - mianowicie pokryte są drobnym i jednocześnie kruczo-czarnym piaskiem.W połączeniu z błękitem morza i bielą morskich bałwanów rozbijających się o brzeg tworzy to niesamowity efekt.
Niestety w czasie gdy tu dojechaliśmy szalał silny wiatr (jest to zawietrzna część wyspy) więc zamiast plażować udaliśmy się w kierunku El Golfo. Do miasteczka prowadzi jedynie jedna droga i przy samym wjeździe znajdziemy po prawej stronie parking przeznaczony dla przybyszy którzy chcieliby zobaczyć jego największą atrakcję, czyli jezioro
Charco de los Clicos.
 |
Zielone jezioro - Charco de los Clicos |
Jezioro swoją barwę zawdzięcza rosnącym w nim algom, które barwią wodę na jaskrawozielony kolor. Woda wewnątrz jest podobno bardziej zasolona niż ta w morzu martwym. Całość znajduje się w po kraterze pozostałym po erupcji wulkanu El Golfo w XVIII wieku. Jest to jedna z popularniejszych atrakcji wyspy, może ze względu na fakt, że jezioro odparowuje w coraz szybszym tempie i możliwe, że za kilkadziesiąt lat nie będzie już tutaj co oglądać. Będąc w okolicy, można tam zajrzeć, ale nas osobiście atrakcja jakoś szczególnie nie zachwyciła - ot przyjechać, zobaczyć zielone jeziorko i po kilku minutach można jechać dalej. Chyba bardziej klimatyczne od zielonej wody były czarno-czerwone klify i miasteczko El Golfo.
 |
El Golfo |
9. Playa Blanca i Costa de Papagayo
Playa Blanca to kurort i to najmłodszy na wyspie, położona jest na jej południowym krańcu. Rozciąga się między latarnią Pechiguera na zachodzie i plażą Costa Papagayo na zachodzie. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się spacerowy bulwar z nieodłącznymi budkami z pamiątkami. W lecie zapewne pełne turystów, teraz spotykamy jedynie garstkę zachodnioeuropejskich emerytów.
Na początek kierujemy się na najsłynniejszą z tutejszych plaży - Costa Papagayo. Dostać się do niej nie jest łatwo - wymaga to 1,5h godziny spaceru z centrum lub podróży samochodem. Na drodze trafiamy na szlaban i dowiadujemy się, że wjazd samochodem kosztuje kilka euro. Zastanawiam się jedynie na jaki cel idą te środki, skoro jest to najgorsza droga jaką od dawna jechałem, obawiając się cały czas o urwanie zawieszenia, czy przebicie opony w naszym wypożyczonym samochodzie...
 |
Costa Papagayo |
Trudy dotarcia rekompensują nam na szczęście widoki na miejscu.
Sam kurort nie wyróżnia się niczym od większości podobnych tworów dla niewymagających, chcących odpocząć na ciepłej plaży europejskich turystów. Raczej staramy się omijać takie miejsca, szczególnie w sezonie, gdy są pełne ludzi i wszelkie maści handlarzy. Na szczęście słoneczną zimą jest tu całkiem spokojne i przyjemnie. Szczególnie w połączeniu z hiszpańskim, niespiesznym podejściem do życia, które nam się tu udziela (a może to zasługa hiszpańskiej Sangrii).
10. Teguise i niedzielny market
Zbliżamy się do końca naszej podróży więc przychodzi moment kiedy zaczynamy rozglądać się za zakupami, które pomogą nam chociaż odrobinę powrócić do atmosfery kanarów gdy już znajdziemy się w domu.
Na zakupy mydła i powidła najlepiej nadaje się senne miasteczko Teguise, które w każdą niedzielę zamienia się w ogromne targowisko, do którego przybywają handlarze, artyści i turyści z całej wyspy.
Przyjechaliśmy tutaj dzień wcześniej i byliśmy zadziwieni jak jest sielsko i spokojnie. Niewiele nawet było otwartych lokali i ludzi na tutejszych ulicach.
 |
Teguise od poniedziałku do soboty |
Wszystko zmienia się z nadejściem niedzieli...
 |
Teguise w niedzielę |
Wjazd do miasta zostaje zablokowany (samochód trzeba zostawić na podmiejskich parkingach) i na wszystkich ulicach pojawiają się stragany sprzedawców wszelkiej maści towarów którymi turysta mógłby być zainteresowany - od typowych pamiątek, przez różnego rodzaju biżuterię i akcesoria stworzone z tutejszych wulkanicznych skał po zwyczajne artykuły spożywcze i ubrania. Wszystko czego dusza zapragnie. Mimo dużej ilości ludzi panuje tu całkiem przyjemna atmosfera, a handlarze nienachalnie sprzedają swoje towary.
Dla mnie ciekawe były rękodzieła robione z tutejszych wulkanicznych skał i inne 'twory' tutejszych artystów - od obrazów po ręcznie robiona biżuterię. Szczególnie, że przy okazji można porozmawiać z osobą która je tworzy.
Rodzi się w głowie pytanie - co przywieźć z wyprawy na Lanzarote? Jeżeli chodzi o kulinaria to za radą naszego surfingowego host'a - "Canarian food is all about the sauce", trzeba wspomnień o '
Mojo sauce', czyli typowych kanaryjskich sosach robionych zazwyczaj na bazie zielonej lub czerwonej papryki. Spędzając trochę więcej czasu na wyspie nie sposób ich nie posmakować, ponieważ często są serwowane w knajpach w ramach przystawki razem z ziemniakami gotowanymi w mocno słonej wodzie. W sklepach (czy na targu) sprzedaje się je często specjalnie w 100ml słoiczkach by łatwo było je zabrać samolotem kiedy mamy tylko bagaż podręczny.
 |
Mojo sauce & tapas |
Gdy mamy bagaż rejestrowany, można zainteresować się winami robionymi na wyspie. Wulkaniczna ziemia na której rosną winorośle jest bardzo żyzna i nadaje tutejszym winom charakterystyczny aromat. Jeżeli lecimy tylko z podręcznym, pozostaje nam sklep bezcłowy na lotnisku.
 |
Uprawa winorośli w centralnej części wyspy |
Wracając do Teguise, jak na dawną stolice wyspy przystało znajdziemy zamek, chroniący niegdyś miejscową ludność przed najazdami piratów.
Castillo de Santa Barbara góruje na wzgórzu obok miasta i możemy dostać się do niego asfaltową drogą prowadzącą na szczyt. Na miejscu znajduje się muzeum piractwa, ale wspiąć się na górę warto głównie dla widoku z tej fortecy. Warto miasto odwiedzić jeżeli mamy taką okazję w inny dzień niż targowa niedziela i zagubić się o zachodzie słońca wśród tych klimatycznych uliczek, które zostały uznane miejscem dziedzictwa artystyczno-kulturalnego przez hiszpański rząd.
 |
Droga do zamku |
 |
Teguise z góry |
Cóż, na tym niestety musimy zakończyć naszą przygodę z Lanzarote i wyruszyć z powrotem do zimowej Polski 😏
Komentarze
Prześlij komentarz